21 June 2015

Masłowska rządzi. Paw is dead not

Jędrzej Słodkowski 2015-06-20, ostatnia aktualizacja 2015-06-19 20:40:52

 

10 lat temu ukazał się "Paw królowej" - jedyna książka, która opowiedziała początek XXI w. w Polsce językiem tak bardzo pasującym do rzeczywistości. Dlaczego nie powinniśmy się już więcej spodziewać takich powieści o pokoleniowej sile rażenia?

Współczuję temu pokoleniu, w którym pani Masłowska jest jedną z najwybitniejszych jego pisarek" - ubolewał ktoś ostatnio na forum toruńskiej "Wyborczej", posługując się zresztą składnią "jak z Masłowskiej". Należę do tej części inkryminowanej generacji, która sobie z tego powodu nie współczuje.

Przeciwnie, wydaje mi się czymś fantastycznym, że moje pokolenie ma jakichś "swoich" wybitnych pisarzy. Podczas nocnych Polaków rozmów rozkładaliśmy na czynniki pierwsze książki Doroty Masłowskiej, ale też Mirka Nahacza, Jakuba Żulczyka czy minipowieści Marty Dzido i Piotra Czerskiego wydane przez ha!art, kłóciliśmy się o nie z kibolskim nieraz zacięciem, tak jak poprzednie generacje gorączkowały się "swoimi" - Bursą, Hłaską, Stachurą, Stasiukiem, Świetlickim.

Czy potem coś takiego się zdarzyło? Doprawdy nie wiem, wokół jakich rówieśniczych literatów organizować by się miała generacja dzisiejszych dwudziestokilkulatków - cezura jest tu wyraźna - którzy już nie pamiętają komuny i ówczesnej roli społecznej pisarzy, poszli innym systemem edukacyjnym i dorastali przy otwartych granicach.

Praga z czasów przed inwazją z lewego brzegu Wisły

Z "Pawiem..." wiążą się dwie doniosłe kwestie. Przede wszystkim po tak wybuchowym debiucie, jakim była "Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną", trudno było sobie wyobrazić, że Masłowska, poddana w dodatku ogromnej presji, napisze dzieło równie błyskotliwe. Iluż to głośnych debiutantów przepisuje do dziś swoją pierwszą książkę, zmieniając tylko fabułę, scenografię i imiona bohaterów? "Paw..." jednak nie tylko nie był sequelem "Wojny"; Masłowska stworzyła dzieło znacznie bardziej wyrafinowane formalnie, nie grzęznąc przy tym w mieliznach formy, zachowując językową świeżość pierwszej książki.

Rzecz dzieje się w roku 2004, głównie w ostatnim tego roku dniu ("sylwester, feralny rzeczywistości przester") i głównie w jądrze ciemności na warszawskiej Pradze; były to czasy, gdy prażanie nie spodziewali się jeszcze ataku obcej cywilizacji z drugiej strony Wisły w postaci knajpek, loftów, Stadionu Narodowego i metra. Wokalista Stanisław Retro, gwiazda kilku przebojów, lansowany przez swego menago Szymona Rybaczkę jako gej i mason, dąży do zamordowania tegoż menedżera za to, że porzucił go dla zespołu Konie. Konie są główną gwiazdą telewizyjnej imprezy sylwestrowej prowadzonej przez wszechpotężną Małgorzatę Mosznal. Tego wieczoru cała Polska śpiewa ich hit "Uważaj z nami": "Wiele jest opinii, jeszcze więcej poglądów, ktoś ci powie: usuń ciążę, ktoś inny: nie rób tego, chłopie, ale ty się temu nie poddaj, razem z nami uważaj, razem z nami miej poglądy".

Przeczytaj recenzję "Pawia królowej" autorstwa Magdaleny Miecznickiej. W "Wyborczej" w 2005 roku.


Retro Szymona nie znajduje, za to w tym czasie dziewczyna piosenkarza Anna Przesik, przedstawicielka nurtu "poezji jednego wyrazu" i posiadaczka tatuażu przedstawiającego litery "KP" (kultura patriarchalna) na szubienicy, mści się na Stanisławie za brak kasy i granie w "Diablo": zgłodniałemu sprzętów AGD i RTV ludowi Pragi rozdaje dobytek Stanisława. Obrotny menedżer Szymon wpada na pomysł wylansowania kolejnej gwiazdy - Patrycji Pitz, "brzydkiej ekstatycznie, brzydkiej fatalnie, bez cycków i bez dupy, za to z brzuchem i garbem". Napisanie dla niej tekstów proponuje byłej gwieździe literatury Dorocie Masłowskiej.

Tę historię Masłowska ubrała w kostium hiphopowego poematu - i nie było lepszego języka, którym można by pokazać ówczesną prawdę czasu i ekranu. Hip-hop był już wtedy mainstreamem, a jego najbardziej komercyjna część wynaturzyła się w tzw. hip-hopolo, atakujące zza każdego zakrętu piosenkami o "suczkach", sile mózgu przeciwstawianej "sile muskuł" i "sercu, które klęka". Ostatni cytat, pochodzący z piosenki Jeden Osiem L, pojawia się zresztą niedokładnie przytoczony w "Pawiu...". Hip-hop zaistniał w tej książce nie tylko w warstwie czysto językowej: hipnotycznego rytmu, rymów, odzywki "elo", powracających motywów i refrenów, ale też pod postacią metody twórczej - samplingu, co w muzyce sprowadza się do wycinania fragmentów cudzych utworów i budowania z nich własnych.

Zaraz po wydaniu "Pawia królowej" Masłowska opowiada o swojej książce Wojciechowi Staszewskiemu.


Masłowska swymi uszami marki Electrolux zassała urywki z telewizji, radia, płyt, przemówień polityków, reklam ("wygrywasz kody i wycinasz nagrody"), pleniącej się dopiero unijnej nowomowy ("Ta książka powstała za z Unii Europejskiej pieniądze. Ma na celu integrację intelektualną osób głupich w Polsce"), gazet (zwłaszcza akcji społecznych "Wyborczej"), książek, mowy ulicznej oraz wymierzonego w nią internetowego hejtu, z czołowym argumentem: "Taką książkę to ja bym sam napisał". Po czym tę słowną masę z siebie wyrzuciła, a odwołując się do tytułu - puściła pawia. I jak każdy paw ten też składał się z części płynnej (wspomnianych wyżej inspiracji rozpuszczonych w autorskiej narracji) oraz ciał stałych - cytatów, czyli sampli właśnie, od Zbigniewa Herberta, przez Björk, Thoma Yorke'a, Klausa Mitffocha, po niesłusznie zapomniany dziś zespół S.P.E.C. rapujący o harówie w elektrociepłowni i pielgrzymkach do Częstochowy.

Uścisk Salmana

Druga rzecz niezwykła - to, co było klarowne dla rówieśników Masłowskiej, zostało zrozumiane też przez starsze generacje, czego koronnym dowodem było przyznanie "Pawiowi..." Nike, najważniejszej literackiej nagrody w Polsce. "Wojna..." też była do Nike nominowana, odniosła sukces komercyjny, miała świetne recenzje, ale bardziej hermetyczny "Paw..." już tak namieszać nie mógł i chyba mało kto się spodziewał, że dostanie Nike. Ja też - i pewnie dlatego tak mocno utrwaliła mi się absurdalna z ówczesnego punktu widzenia scena, w której "nastohańba polskiej literatury" (taki slogan widniał na koszulkach z podobizną pisarki) odbiera statuetkę z rąk Adama Michnika, a szef kapituły prof. Henryk Bereza wywodzi, że "druga książka Doroty Masłowskiej już przez to jest wyjątkowa, że jest chyba wybitniejsza od pierwszej" i że "zważywszy na wiek pisarki, to jest napisane tak doskonale i dojrzale, że aż trudno uwierzyć". A to wszystko działo się w obecności gościa honorowego Salmana Rushdiego.

Relacja z gali Nagrody Literackiej "Nike" 2006


"Ona coś tam pisze znowu podobno, o Boże, trzeba temu zapobiec, my nie chcemy, nie pozwolimy, nie damy się nabrać znowu, to nie może, niech karierę robi Lem, niech Miłosz robi, niech Gombrowicz, inni z miast wojewódzkich autorzy zdolni (...), ale nie ona (...), hej ludzie, przecież stać tak nie można, gówno w łapę i celować (...). Ognia, panowie!" - kończyła Masłowska "Pawia...". A tak zaczynała się relacja z gali Nike w "Wyborczej": "Od dziś nazwisko 23-letniej autorki hiphopowej powieści Doroty Masłowskiej można wymawiać w jednym ciągu obok Czesława Miłosza, Tadeusza Różewicza, Wiesława Myśliwskiego czy Jerzego Pilcha".

W obu światach naraz, ale w żadnym w pełni

Kluczową dla mnie figurą powracającą w "Pawiu..." jest "gówno z tęczowego talerzyka" ("Niby jesz gówno, ale za to z tęczowego talerzyka"). To cudowna synestezyjna furtka, przez którą możemy się cofnąć do początku XXI w. Owo "gówno" nie było już pakunkiem podetkniętym pod nos w etykiecie zastępczej wyciętej z "Trybuny Ludu", to było gówno kapitalistyczno-hobbesowskie, podane w kolorowym opakowaniu - i dlatego tak pożądane.

To "gówno" to główny bohater Stanisław Retro szlajający się po imprezach w nadziei na zwinięcie kateringu do reklamówki. To uzależniony od szybkiego dopływu gotówki menedżer, kręcący lody na prawo i lewo, a w momentach dla niego finansowo i moralnie kłopotliwych po prostu wyłączający komórkę. To stojące u progu gigantycznej kariery beztalencia ochoczo dające sobą manipulować i wielcy manipulatorzy - telewizyjni magnaci mogący jednym zdaniem wynieść na szczyt, a potem wdeptać w ziemię najgłupszą, najbardziej absurdalną nieosobowość nieartystyczną. To także - choć "skurwysyństwo to nie blok czy kamienica, to twoja głowa, w której czai się słoma" - strzeżone osiedle wyrosłe wśród antycznych ruin warszawskiej Pragi rozpromienionych neonami nocnych z alkoholem, zaludnione kredytobiorcami walczącymi o przetrwanie za pomocą chińskich zupek.

Jak zostałam wiedźmą - rozmowa z Masłowską o jej książce dla dzieci.


Jedną nogą staliśmy już mocno w tym tęczowym światku, ale drugiej nogi nie zdążyliśmy jeszcze całkiem zabrać z szarej rzeczywistości wyświetlanej na starych modelach telewizorów Unitra. Należeliśmy do obu światów naraz, ale do żadnego w pełni. Niby wiedzieliśmy, że w Polsce jest lepiej niż w Rumunii, ale Polski się wstydziliśmy. O tych kompleksach wobec Europy - w której przecież nie byliśmy, my do niej dopiero, jak się wówczas mówiło, przystępowaliśmy - przypomina arcykomiczna scena w "Pawiu...", w której pracownica piekarni Katarzyna Lep usiłuje ostrzec Stanisława Retry po angielsku - bo "tylko po angielsku rozmawiają sławni z telewizji ludzie" - przed kupnem starej ciabaty. Ten jednak nie rozumie jej alarmującego "This not. Is old this", bo angielskiego nie zna, a tekstów piosenek uczy się na pamięć fonetycznie.

Długi ogon pawia

Nigdy nie miałem własnego "Pawia królowej", dopiero teraz kupiłem w serwisie aukcyjnym za 8 złotych egzemplarz, niezdradzający zresztą żadnych prób zaznajomienia się z treścią. Rozpracowywałem kolejne stronice z narastającym zaskoczeniem, że zilustrowany przez Macieja Sieńczyka "Paw...", osadzony przecież mocno w konkretnym czasie, nie tylko nie zmarniał, ale nawet jakby szerzej rozłożył połyskujący ogon.

W ciągu dekady rozrywkowo-medialny "rzeczywistości przester" osiągnął bowiem nowe poziomy błahości i głupoty. Gigantyczne postępy poczynił też terroryzm posiadania zdania na każdy temat oraz publicznego go głoszenia, a tego postępu kołem zamachowym okazały się Facebook, Twitter i Instagram.

Chodzi tu nie tylko o powszechne zabieranie głosu w sprawach politycznych, co wystąpiło na skalę masową podczas ostatniej kampanii wyborczej. Zażarte oraz intensywnie ilustrowane memami boje toczą się na temat tego, czy lepszą przecenę ma H&M czy C&A, czy lepiej piłkę kopie Real czy Bayern i który kefir jest lepszy - z Krasnegostawu czy z Garwolina. Na każdy z tych tematów warto wypowiedzieć swój pogląd - ważniejszy i oryginalniejszy od cudzych poglądów.

Piosenki na 11 listopada

Z dzisiejszej perspektywy "Paw..." jawi się też wyraźnie jako zapowiedź rozkwitu muzycznego talentu Doroty Masłowskiej pod szyldem Mister D. Należy czytać go na głos albo chociaż półgłosem, dać się wkręcić rytmowi, potraktować właśnie jak utwór muzyczny. Tak zrobił kilka lat temu Łukasz Kos w fenomenalnym wystawieniu "Pawia królowej" w Teatrze Studyjnym w Łodzi, na które maniakalnie chadzałem z dużą grupą znajomych. Kos podzielił czteroipółgodzinny spektakl na dwie części: w pierwszej aktorzy rapowali-deklamowali tekst, podany prawie bez skrótów, schowani za tekturowymi, zabazgranymi figurami. Część druga była opętańczym noiserockowym koncertem, którym dowodziła zakapturzona, demoniczna i demiurgiczna MC Doris (zagrana przez Martę Górecką).

Córka Rydzyka śpiewa własne piosenki - rozmowa z Dorotą Masłowską o Mister D. i nie tylko.


Zgaduję, że Dorota Masłowska, choć od maleńkości chciała być pisarką, to jednak muzykiem też chciała być. Jest to zresztą także kwestia tożsamościowo-pokoleniowa - w latach 90. każdy, kto oglądał MTV, Vivę Zwei, polskie Atomic TV, chciał grać albo śpiewać, bo było to zajęcie o potężnej sile symbolicznej, kojarzące się z innym, lepszym etosem, przebywaniem z fajnymi ludźmi, wolnością, życiem barwnym i urozmaiconym. Muzyka była potężną szufladą w szafie codzienności, godziny trwoniło się na przewijanie kaset ołówkiem, czekanie na ulubiony teledysk albo chodzenie do kolegów, by na jamniku przegrali jakąś taśmę, którą wcześniej sami przegrali od kogoś, kto ją przegrał od kogoś innego.

Masłowska powoli tę muzyczną potencję realizowała - nagrywając wokale do dwóch piosenek Cool Kids of Death napisanych na potrzeby scenicznej adaptacji "Wojny" (zaśpiewała tam bardzo stylowo, w sposób przywodzący na myśl wokalistki wściekłych anarcho-punkowych zespołów brytyjskich), potem w różnych efemerycznych składach, wreszcie w electropopowym Pałacu Wujka Leszka, w którym opisywała mordęgę spędzenia wakacji w Warszawie.

Wydany wiosną zeszłego roku album "Społeczeństwo jest niemiłe" Mister D. został odebrany nie jako kontynuacja tej drogi i pełnoprawne muzyczne dzieło, ale jako eksces pisarki - pewnie jeśli jest się jednym z najpopularniejszych literatów w kraju i nagrywa się teledysk z Anją Rubik, to trudno się spodziewać czegoś innego. Właściwie mało kto zauważył, że Masłowska jest też autorką muzyki, a w dodatku, jakby wbrew stereotypowemu postrzeganiu jej jako osoby nieobdarzonej zdolnością posługiwania się mową złożoną, potrafi śpiewać. Na płycie przejawia tę umiejętność oszczędnie, ale wybierzcie się na koncert (przed zapowiadanym zawieszeniem działalności), a zderzycie się z elektryzującym coverem "Ciągle w ruchu" nowofalowej Kontroli W.

Masłowska perfekcyjnie panuje też nad kształtowaniem frazy - tę umiejętność z poziomu literackiego (co widoczne jest właśnie w "Pawiu...") przeniosła na wokalny. To linia wokalna kształtuje tu melodię, czego najlepszym przykładem jest "Tęcza" z amorficzną, heroinową, a przy tym mocno basową warstwą muzyczną.



"Tęczę" Masłowska wypuściła do internetu 11 listopada zeszłego roku, w dniu szczególnie podwyższonego ryzyka dla instalacji z placu Zbawiciela. Tęczowy talerzyk z "Pawia królowej" był symbolem masowej inwazji barbarzyńców - postaci wypomadowanych, uśmiechniętych, zadowolonych z siebie i pustych. Teraz na arenę dziejów wkroczyli barbarzyńcy bynajmniej nieuśmiechnięci, przekonani o swej moralnej wyższości i dziejowej misji meblowania wszystkim wokół życia i placów miejskich - i dążący do tego z agresją tryskającą z pryszczy.

Jak odnaleźć się między młotem a pomadą? Wy wiecie? Wycinajcie bony, wysyłajcie kupony. Adres znacie: "Czerska osiem, przystanek Niby-Europa, gdzie jest najpiękniejsza ulica w Polsce"...

Comment

You must be logged in to comment. Register to create an account.